– Miało się wrażenie, że obcuje się z kimś wyjątkowym – tak zmarłego w czwartek, 22 sierpnia, Stanisława Soykę wspomina nasza redakcyjna koleżanka i wokalistka jazzowa Krystyna Stańko. Pianista, gitarzysta, wokalista i kompozytor zmarł nagle w Sopocie, tuż przed koncertem w Operze Leśnej.
– Zostanie z nami na zawsze, bo jego charakterystyczny sound, jego wyjątkowe brzmienie, to coś, co nie tylko w muzyce jazzowej jest istotne, ale także w opowieści i historii. Ta barwa głosu, którą od razu rozpoznajemy, definiuje muzyka i sprawia, że jego interpretacje były po prostu nieprawdopodobne – mówi Krystyna Stańko.
– Stanisław Soyka był osobą bardzo uduchowioną, głęboko przeżywał swoją muzykę – podkreśla Krystyna Stańko. – Dzisiejsze czasy są zupełnie inne. Mówimy o czasach celebrytów, nazywamy to różnie. To może się podobać mniej lub bardziej, ale akurat tego słowa nigdy byśmy nie użyli w odniesieniu do Stanisława Sojki. Pomimo że był osobą bardzo znaną, pozostawał głęboko uduchowiony, a słowa, które dla niego miały znaczenie, zawsze niosły ciężar. To, jak je interpretował, po prostu zostawało z nami – podkreśliła Stańko.
W piątek prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci Stanisława Soyki. Jak podają śledczy, to standardowa procedura; nie stwierdzono udziału osób trzecich.
Z Krystyną Stańko o zmarłym rozmawiała Marzena Bakowska.
Posłuchaj rozmowy:
js/puch










